Stało się! a stało się dobrze. […] Wczoraj dokonany został wybór Prezydenta – wybrany profesor I[gnacy] Mościcki, człowiek nieskazitelny, światły, o wysokiej kulturze, wielki pracownik na polu nauki, człowiek energii, a gorący patriota, a sympatyczny nad wyraz. Zetknęłam się z nim przed kilku laty w naszej lidze i byłam zachwycona. Wczoraj ta wiadomość ucieszyła mię tak, że po prostu choć cicho w sobie, niewidocznie dla ludzi, ale szalałam z radości, miałam ochotę skakać, tańczyć, gdybym mogła, śmiać się i płakać na przemiany. Wierzę, że wszystko złe się odmieni, gdy taki człowiek na czele. Teraz jeszcze gabinet i Sejm – oby Duch Święty był z nimi przy wyborach, przy zmianie ustaw.
Lwów, woj. lwowskie, 1–2 czerwca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Najwybitniejszym wydarzeniem tego roku był przyjazd do Zamościa prezydenta Rzeczypospolitej prof. Ignacego Mościckiego. Miało to nastąpić w czerwcu, przygotowania zaczęły się parę miesięcy przedtem. Pan prezydent zgodził się przybyć do Zamościa na poświęcenie Szkoły Rolniczej im. Józefa Piłsudskiego w Janowicach. […]
18 czerwca rano wybrałem się końmi do Zamościa na całe dwa dni, ażeby — mając imienne zaproszenie na wszystkie programowe imprezy i raut — wziąć udział w uroczystościach powitalnych, tym bardziej że nigdy jeszcze prezydenta nie widziałem. Zawczasu musiałem sprawić sobie nowe czarne palto i kupić pierwszy i ostatni w życiu melonik na głowę. Dzień był wyjątkowo gorący i upał przy galowych strojach dawał się wszystkim mocno we znaki. Lecz trzeba było zastosować się do ceremoniału. […]
Przyjechał prezydent w godzinach przedpołudniowych samochodem od strony Lublina, w otoczeniu licznej świty […]. Od granic powiatu już kilka razy go zatrzymywano i witano. Udał się najpierw do kolegiaty, a potem do starostwa, gdzie przygotowano dla niego cały apartament i tu jadł obiad w ścisłym gronie swego otoczenia. Warto zanotować ciekawy szczegół, że lekarz powiatowy, dr Branicki, musiał przedtem w kuchni sam spróbować wszystkich potraw, jakie miały być podane i kosztować wina z butelek, które przy nim odkorkowywano. […]
Wieczorem odbył się raut w kasynie oficerskim w koszarach. Przed kasynem na dworze stał stół, przy którym siedzieli oficerowie i prowadzili ścisłą kontrolę przybywających […]. O 22.00 zjawił się prezydent i od tej chwili już nikogo na salę nie wpuszczano. Wkrótce odbył się cercle, w czasie którego starosta przedstawiał prezydentowi po kolei wybitniejszych obywateli z miasta i powiatu. […] Starosta Koślacz chciał przedstawić i mnie, lecz się wymawiałem, bo raził mnie ten suchy szablon i byłem nieco onieśmielony w swym starym, kusym, niemodnym fraku. Lecz ani się spostrzegłem, gdy w pewnym momencie schwycił mnie za ramię i postawił przed prezydentem, mówiąc: „Oto dyrektor jednego z naszych szpitali, który jednak więcej zajmuje się historią aniżeli medycyną”. Trochę mnie to stropiło, czułem że mam głupkowatą minę, prezydent uśmiechając się po swojemu wyciągnął rękę i powiedział coś w rodzaju „aa”. […] Coś tam odbąknąłem i już musiałem się usuwać, bo „podawano” następnego gościa.
Po odjeździe prezydenta nastąpiło widoczne odprężenie w ogólnej, bardzo oficjalnej atmosferze i rozpoczęła się wesoła zabawa taneczna, która trwała do białego dnia.
Zamość, 18 czerwca
Zygmunt Klukowski, Praktyka w Szczebrzeszynie, „Karta” 2004, nr 42.
Rewia wojskowa odbyła się na Polu Mokotowskim w pięknym słońcu i chłodnym wietrze. Znowu konie i krzyczące aeroplany, i pancerne samochody. Ludzie — tajemnica w ich wielkiej, zbitej, zorganizowanej gromadzie. Krzyczą: „Niech żyje!”, gdy nadjeżdża prezydent, gdy na trybuny wchodzi [Józef] Piłsudski. Z tym samym entuzjazmem, tak samo głośno i bezosobowo mogliby krzyczeć coś zupełnie innego.
Uroczystość na placu Saskim (od paru dni placu Piłsudskiego) oraz akademię w Filharmonii opuściłam, oszczędzając swój „delikatny organizm” na raut na Zamku. W pięknych, wciąż jakoś świetniej ozdobionych jego salach parotysięczna ciżba ludzka. Z rzeczy ciekawszych zaszła dłuższa rozmowa moja z prezydentem [Ignacym] Mościckim. Zostałam mu „przedstawiona” (zresztą nie po raz pierwszy) przez pewną zaledwie znajomą damę za jej namową. Wypowiedziałam kurtuazyjne moje uznanie dla stylu jego w zeszłorocznej przemowie na obchodzie Słowackiego i w depeszy na zjazd ociemniałych inwalidów. Zdawał się być tym zdziwiony, widocznie nie sam je napisał, powiedział, że literatura jest mu jako uczonemu daleka. Ceni ją (niestety), gdy wnosi „wartości twórcze, uszlachetniające”. Ma stosunek do książki bardzo „osobisty”, albo „rzuca ją w połowie, albo czyta od razu do końca”. Przyznał zresztą [...], że się na tym nie zna.
Warszawa, 11 listopada
Zofia Nałkowska, Dzienniki 1918–1929, Warszawa 1980.
Poprzedzany szwadronem honorowym 15 pułku ułanów, zajechał […] prezydent [Ignacy Mościcki]. Uroczystość była krótka, fanfary ułańskie, kilka przemówień, a potem zaczęło się zwiedzanie. Droga była ustalona. Z ciekawości poszedłem pawilonami, aby zobaczyć, jak ostatecznie wyglądają. Oddział sprzątaczek jeszcze szybko zamiatał przejścia. Rozciągano chodniki, dekorowano przejścia kwiatami i zielenią. Reprezentanci stoisk w uroczystym nastroju stali na swoich posterunkach i ścierali chusteczkami kurz z modeli. Wszystko było na wysoki połysk. Na klombach i rabatach zakwitły tysiące tulipanów. Po prostu nie chciało się wierzyć, że to jest ten sam teren, wyglądający poprzedniego dnia jak pobojowisko. […]
A było co oglądać. Po raz pierwszy pokazano społeczeństwu uczciwie i dokładnie to, co zrobiliśmy w ciągu dziesięciu lat od odzyskania niepodległości. […] Wyniki były wręcz rewelacyjne.
Poznań, 16 maja
Władysław Czarnecki, To był też mój Poznań. Wspomnienia architekta miejskiego z lat 1925-1939, Poznań 1987
Przeszło 20-tysięczny korowód przewinął się przed P. Prezydentem [Ignacym Mościckim], członkami Rządu z p. premierem [Januszem] Jędrzejewiczem i zaproszonymi gośćmi. Pierwsi szli Pomorzanie w sukmanach, w których przebijał kolor błękitny, dalej kaszubi w rybackich kaftanach i kapturach z sieciami na plecach, kolejno godnie przesuwały się poszczególne grupy, każda ze swą kapelą i w przepięknym „postroju swej ziemi”. Poznaniacy w długich sukmanach granatowych, witani oklaskami przez publiczność ślązacy, górnicy w czarnych strojach z latarniami w rękach, wilnianie w samodziałach. Przy dźwiękach cymbałów szły grupy litewska i białoruska, dalej poleszuccy, sieradzanie, mazowszanie i inni. Korowód przesuwał się przed gankiem z górą trzy godziny.
[…]
Był to wspaniały korowód, na czele którego dwunastu delegatów, reprezentujących wszystkie ziemie polskie niosło imponującej wielkości wieniec uwity ze zboża i przybrany kwieciem. Gdy delegacja doszła do trybuny, pierwsza przodownica złożyła P. Prezydentowi życzenia, a starosta wręczył Mu bochen chleba, mówiąc: „oto macie bochen chleba, bo tego najwięcej trzeba; krajcie nie dużo, nie mało, żeby dla wszystkich stało”.
Spała, ok. 4 września
„Gazeta Polska”, 4 września 1933, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Art. 1. Osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawę do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przytrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscu odosobnienia, nieprzeznaczonym dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw.
[...]
Art. 4.
(1) Odosobnienie może być orzeczone na trzy miesiące, może być przedłużone w związku z zachowaniem się odosobnionego na dalsze trzy miesiące [...].
(2) Odosobnieni mogą być zatrudnieni wyznaczoną im pracą.
Warszawa, 17 czerwca
„Dziennik Ustaw RP” z 1934 roku, nr 50, poz. 473.
W przeddzień imienin Pana Prezydenta Rzplitej o godz. 12 w południe młodzież szkół średnich i powszechnych wraz z pocztami sztandarowymi oraz delegacje harcerzy przybyły na dziedziniec zamkowy, celem złożenia hołdu dostojnemu solenizantowi. […] Orkiestry szkolne odegrały hymn narodowy. Następnie jedna z uczennic w serdecznych słowach złożyła życzenia imieninowe i hołd Dostojnemu Solenizantowi w imieniu młodzieży szkolnej, zakończony okrzykiem na Jego cześć.
Warszawa, ok. 1 lutego
„Express Poranny”, 1 lutego 1936, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Chłopi
od 16 sierpnia do 25 sierpnia włącznie strajk chłopski.
W tym czasie wszyscy chłopi w Polsce, z wyłączeniem Pomorza, Wileńszczyzny, Wołynia, Małopolski Wschodniej i Śląska Górnego, winni nic nie kupować ani nie sprzedawać. Nie wyjeżdżać do miast, pracować tylko przy koniecznych pracach na swych gospodarstwach.
Wzywamy Was, chłopi, do wykonania naszego wezwania. Bądźcie solidarni. Uświadamiajcie drugich, pouczajcie należycie „łamistrajków”. Zwracajcie się o współpracę i pomoc do innych warstw społecznych, a szczególnie do robotników.
[…]
Strajk ten nie jest wymierzony przeciwko jakiejkolwiek innej warstwie społecznej, nie ma na celu wygłodzenia miast, ale jest manifestem za koniecznością likwidacji systemu sanacyjnego w Polsce i przywróceniem obywatelowi praw mu przynależnych i do życia koniecznych.
Żądaliśmy w naszych uchwałach i rezolucjach na świętach ludowych, rocznicach Czynu Chłopskiego, zgromadzeniach i manifestacjach zlikwidowania „sprawy brzeskiej” i przywrócenia pełnych praw dla wszystkich byłych więźniów brzeskich z Wincentym Witosem na czele.
Zmiany w konstytucji i ordynacji wyborczej do ciał parlamentarnych i samorządowych.
Rozwiązania Sejmu i Senatu oraz samorządu.
Ustroju demokratycznego dla Polski i nowych, uczciwych wyborów do instytucji życia państwowego i samorządowego.
Likwidacji dyktatorsko-biurokratycznego systemu rządów.
Powołania rządu zaufania szerokich mas obywatelskich.
Sprawiedliwości w sądach.
Zmiany polityki zagranicznej.
Armii przygotowanej do obrony kraju i cieszącej się szacunkiem wszystkich obywateli.
Opłacalność produkcji rolniczej i godziwego wynagrodzenia za pracę.
Sprawiedliwego podziału dóbr społecznych. Prawa, chleba i pracy dla wszystkich.
Uchwały, rezolucje, telegramy, doręczone p. Prezydentowi jak i gen. Rydzowi Śmigłemu w Nowosielcach, nie tylko nie zostały wykonane, ale nawet odpowiedzi na takowe nie uzyskaliśmy.
W zamian za to mandaty karne, lochy więzienne, konfiskaty, pacyfikacje, a w szczególności nędza i niedostatek są naszymi stałymi towarzyszami.
Pomni naszej wielkiej odpowiedzialności za teraźniejszość i przyszłość Polski, świadomi ciężkiego położenia kraju, niezdolni dłużej i w drodze uchwał i rezolucji domagać się bezskutecznie spełnienia stawianych postulatów, pragniemy w drodze manifestacyjnego strajku chłopskiego wywalczyć sobie dla nich posłuch.
Nasz nowy czyn chłopski, ten nasz 10-dniowy strajk chłopski, musi być początkiem do przywrócenia chłopu w Polsce praw do życia, współgospodarza, a krajowi ładu, porządku i bezpieczeństwa.
Warszawa, ok. 14 sierpnia
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Całkowicie podzielam opinię Waszej Ekscelencji, że stosunki między naszymi krajami mogłyby ulec poprawie tylko w wypadku niezwłocznego podjęcia skutecznych i poważnych decyzji. Jestem również zdania, że na plan pierwszy bieżących zadań wysuwa się dziś wyłącznie odważna decyzja dotycząca kwestii terytorialnych, które w ciągu niemal dwudziestu lat uniemożliwiały poprawę atmosfery między naszymi krajami. Przekazując memu rządowi sugestie Waszej Ekscelencji, jestem przekonany, że będzie możliwe opracowanie w krótkim czasie projektu układu, który będzie odpowiadał wymaganiom obecnej poważnej sytuacji.
Warszawa, 27 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Zbliżał się 11 listopada, pierwsze u nas polskie Święto Niepodległości. Zapowiedziano przyjazd Pana Prezydenta na Zaolzie. W programie jego pobytu była i Sucha Górna. [...] Kilka minut po godzinie 15.00 syrena szybowa daje znak, że samochód Pana Prezydenta wyjechał z lasu karwińskiego. Serca wszystkich biją szybciej. Na teren Suchej Górnej przybywa Najdostojniejszy Gość, jaki dotąd zawitał i może więcej w dziejach gminy nie zawita. Przybywa Głowa Państwa, Prezydent Rzeczpospolitej prof. Ignacy Mościcki, z całą świtą. Towarzyszy mu jego małżonka, premier generał dr Sławoj-Składkowski, kilku ministrów, generałów, wojewoda dr Michał Grażyński, starosta powiatu frysztackiego dr Leon Wolf, starosta powiatu cieszyńskiego Plackowski i wielu innych dygnitarzy. [...]
Pierwsze przemówienia wygłaszają dzieci szkolne Janina Molendzianka i Aniela Kozubkówna, którą opanowuje wzruszenie tak, że nie może dokończyć przemówienia. Prezydent rozweselony ściska im ręce i odbiera od nich bukiety kwiatów. Ja przemawiam w imieniu gminy i całego okręgu suskiego. Pan Prezydent podaje mi rękę i dziękuje za słowa powitania, dodając: „Wszystko to tak miłe, serdeczne”. Podchodzi do dzieci szkolnych i wszczyna z nimi rozmowę. Dzieci jakby zalęknione Majestatem Jego Osoby nie mogą słowa wykrztusić. [...] Z samochodu już podaje mi rękę na pożegnanie, jak również Milusi Pietraszkównej, która tuż przed ruszeniem samochodu podbiegła do niego. Przy dźwiękach hymnu państwowego i wśród entuzjastycznych okrzyków zgromadzonej ludności: „Niech żyje!” — samochód odjeżdża w kierunku Cierlicka.
Sucha Górna, 11 listopada
Alojzy Sznapka, Pamiętnik, część IV, zbiory Alojzego Sznapki.
Wielkie bale dopiero się zaczynały. Otwierało je wszystkie wielkie noworoczne przyjęcie na Zamku u prezydenta Mościckiego. Było to przyjęcie monstre, ale bardzo ekskluzywne, dla całego korpusu dyplomatycznego i całe tak zwanej elity. Otrzymać zaproszenie było bardzo trudno, bo lista gości ustalana była i zamykana dość wcześnie, a każda osoba otrzymywała imienne zaproszenie. [...]
[...] miałam tam mieć na sobie najpiękniejszą suknię, jaką pamiętam. Była to suknia z poziomych pasów jedwabnych, farbowanych od najciemniejszego fioletu do różowych jak ciało, rozszywanych tej samej szerokości delikatną szaroróżową koronką, której prawie nie było widać. Tak to wyglądało, jakby dół osoby był w cieniu, a kolor rozjaśniał się coraz wyżej, przez wszystkie odcienie fioletu. Na to wkładało się płaszcz bardzo surowy w kroju, amarantowy, z wielkim ogonem, długimi wąskimi rękawami, tysiącem guziczków i małym stojącym kołnierzykiem pod brodą. [...]
Bal zaczynał się przed północą. Samochody zajeżdżały przed główne wejście zamkowe z pierwszego podwórza przed czerwony chodnik. Na dole była szatnia i zaraz wszyscy wchodzący ustawiali się po dwoje, aby schodami wejść do miejsca, gdzie prezydent witał każdego przy wejściu do sal zamkowych. [...]
W światłach i gwarze wchodziłam na schody w swoim płaszczu, podtrzymując jego ogon. Zauważyłam, że ci przede mną i ci za mną ślicznie się do mnie uśmiechają i bardzo zwracają na mnie uwagę. W pewnej chwili spojrzałam, z kim idę w parze, i zmartwiałam. Był to nuncjusz papieski Monsignore Marmaggi. Miał na sobie taki sam ubiór jak ja. Ten sam amarantowy płaszcz na tysiąc guziczków zapięty, ten sam stojący kołnierzyk, ten sam wspaniały kolor, takie same amarantowe trzewiki, jak moje jedwabne. On także, idąc po schodach i witając się na prawo i lewo, dopiero teraz mnie zobaczył. Stanął jak wryty, a potem zaczął się śmiać bez żadnego opamiętania, a z nim wszyscy dookoła, bo musieliśmy być niezłą parą. Monsignore chwycił mnie pod rękę i pokrzykując: „Infine, infine, ecco la papessa” [Wreszcie, wreszcie, oto papieżyca], wkroczył do sal balowych. Po przywitaniu z prezydentem chciałam mu uciec, ale on tak się doskonale bawił, że nie puszczał mnie od siebie, kazał siedzieć obok na kanapce, żądał całowania mnie w pierścień i ledwo wreszcie pozwolił zdjąć płaszcz, abym mogła pokazać cudowną suknię pod spodem.
Warszawa, ok. 1 stycznia
Monika Żeromska, Wspomnienia, Warszawa 2007.
Otwarcie zawodów miało bardzo uroczysty charakter, odbyło się jednak w fatalnych warunkach atmosferycznych. Od rana padał w Zakopanem ulewny deszcz, który towarzyszył niestety całemu przebiegowi uroczystości otwarcia. [...]
Rozległy się dźwięki fanfar, oznajmujących przybycie pana Prezydenta Rzeczpospolitej [Ignacego Mościckiego]. [...] Zabrał głos prezes Międzynarodowej Federacji Narciarskiej [Nicolai Ramm] Østgaard, który swe krótkie przemówienie wygłosił w pięciu językach: angielskim, francuskim, niemieckim, norweskim i wreszcie polskim. To ostatnie przyjęte zostało przez publiczność rzęsistymi oklaskami. [...] Po przemówieniach rozległ się salut siedmiu strzałów armatnich.
Zakopane, 11 lutego
W czwartek odbył się na skoczni pod Krokwią konkurs skoków do kombinacji norweskiej. Zawody wywołały niebywałe zainteresowanie, gromadząc na stadionie 20 tysięcy widzów. Obecny był również Prezydent Rzeczpospolitej [Ignacy Mościcki]. [...]
W samym konkursie bezkonkurencyjny okazał się Stanisław Marusarz, którzy jeszcze raz potwierdził swą przynależność do elity najlepszych skoczków świata. Styl Marusarza był niezwykle piękny. Równe prowadzenie nart, wzorowe wychylenie ciała do przodu i spokojna postawa w locie. Marusarz osiągnął 73,5 i 71,5 metrów.
Zakopane, 16 lutego
„Robotnik” nr 48, z 17 lutego 1939.
FIS kończy się śnieżycą. Szaleje wichura. Na stadionie pod Krokwią odbywa się uroczystość rozdania nagród. Niemiec [Gustav] Berauer przyjmuje nagrodę Pana Prezydenta Rzeczpospolitej [Ignacego Mościckiego] za pierwsze miejsce w kombinacji norweskiej. [...]
Na podium stoją trzej pierwsi w każdej konkurencji, orkiestra gra hymn, reflektory oświetlają maszty, na których powiewają sztandary zwycięzców. [Nicolai Ramm] Østgaard ogłasza w języku polskim zamknięcie zawodów. Wielki napis FIS płonie nad skocznią, strzelają w górę rakiety i ognie bengalskie.
Zakopane, 19 lutego
Obywatele! Gdy armia nasza z bezprzykładnym męstwem zmaga się z przemocą wroga od pierwszego dnia wojny aż po dzień dzisiejszy, wytrzymując napór ogromnej przewagi całości bez mała niemieckich sił zbrojnych, nasz sąsiad wschodni najechał nasze ziemie, gwałcąc obowiązujące umowy i odwieczne zasady moralności.
Stanęliśmy tedy nie po raz pierwszy w naszych dziejach w obliczu nawałnicy, zalewającej nasz kraj z zachodu i wschodu. [...]
Obywatele! Z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzeczpospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego, choć z ciężkim sercem, postanowiłem przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczpospolitej i Naczelnych Organów Państwa na terytorium jednego z naszych sojuszników. Stamtąd, w warunkach zapewniających im pełną suwerenność, stać oni będą na straży interesów Rzeczpospolitej i nadal prowadzić wojnę wraz z naszymi sprzymierzeńcami.
Obywatele! Wiem, że mimo najcięższych przejść, zachowacie, tak jak dotychczas, hart ducha, godność i dumę, którymi zasłużyliście sobie na podziw świata.
Na każdego z was spada dzisiaj obowiązek czuwania nad honorem naszego Narodu, w najcięższych warunkach. Opatrzność wymierzy nam sprawiedliwość.
Kosów, woj. stanisławowskie, 17 września
Napaść sowiecka i okupacja polskich ziem wschodnich (wrzesień 1939), red. Józef Jasnowski, Edward Szczepanik, Londyn 1985.
Wreszcie po północy, to jest już 26 września, numer „Monitora” był gotów [do druku] i mogłem podpisać odnośną notę do rządu francuskiego oraz wręczyć ją osobiście panu [Auguste] Champetier de Ribes [wiceministrowi spraw zagranicznych] w jego prywatnym mieszkaniu. [...]
Kiedy byłem już pewien, że numer „Monitora Polskiego” będzie mógł być wydrukowany w ciągu kilku godzin, wysłałem do pana prezydenta Mościckiego umowną depeszę: „Rodzina Koneckich w porządku”. Oznaczała ona, iż formalności potrzebne do uprawomocnienia się dekretu pana prezydenta o desygnowaniu na następcę ambasadora Wieniawy-Długoszowskiego są załatwione i wobec tego, również zgodnie z instrukcjami przysłanymi nam w liście do generała Wieniawy, pan prezydent Mościcki dokona aktu rezygnacji w formie depeszy do króla Karola Rumuńskiego. Umowne zdanie o rodzinie Koneckich zostało też powtórzone trzykrotnie przez radio paryskie słuchane w Bicaz.
Paryż, 25–26 września
Juliusz Łukasiewicz, Wspomnienia z 1939, „Zeszyty Historyczne” z. 16, 1969.
Około godziny 15.00 zatelefonował do mnie ambasador francuski, abym był łaskaw zajść jak najprędzej do ambasady, gdyż ma mi niezmiernie pilną i ważną sprawę do zakomunikowania. Pojechałem zaraz do ambasady francuskiej. Ambasador [Adrien] Thierry przyjął mnie w swym biurze. Przed nim na biurku leżała notatka napisana na maszynie. Bardzo przejęty ambasador oświadczył mi, iż otrzymał bezpośrednie polecenie od premiera [Édouarda] Daladiera złożenia ustnego oświadczenia panu prezydentowi [Ignacemu] Mościckiemu. Że jednak — rozumiejąc, iż nie ma szans uzyskania pozwolenia na jazdę do Bicaz — doszedł do wniosku, iż może mnie tylko przekazać tę komunikację, prosi o jak najszybsze podanie jej do wiadomości prezydenta.
Komunikacja ta brzmiała niemal dosłownie, jak następuje: „Rząd francuski został poinformowany przez ambasadora RP w Paryżu, że prezydent RP desygnował swego ambasadora w Rzymie jako ewentualnego swego następcę. Proszę natychmiast (d’urgence) zakomunikować ustnie panu Mościckiemu, że rząd francuski, nie mając zaufania do wyznaczonej osoby, nie widzi ku żywemu swemu żalowi możliwości uznania jakiegokolwiek rządu powołanego przez gen. Wieniawę”.
Bukareszt, 26 września
Roger Raczyński, Zapiski ambasadora Rogera Raczyńskiego, „Kultura” nr 9–10, Paryż 1948.
Około godziny 15.00 minister Łepkowski odebrał telefon od ambasadora Raczyńskiego z Bukaresztu [...]. Ambasador Raczyński dodał, iż zamierza wyjechać w godzinach wieczornych do Bicaz, aby zreferować osobiście wytworzoną sytuację panu prezydentowi. Muszę przyznać, że byliśmy wszyscy zaskoczeni kategorycznym i energicznym postawieniem sprawy przez Francuzów, którego z rozmowy z ministrem Champetier de Ribes w tym stopniu oczekiwać nie mogłem. Utwierdziło nas to w przekonaniu, że czynniki francuskie muszą działać w porozumieniu z grupą naszych działaczy opozycyjnych z generałem Sikorskim na czele. Pogłoski o tym, że działacze ci komunikowali się podczas kilkudniowego pobytu w Bukareszcie nie tylko z ambasadorem Raczyńskim, ale również ambasadorami Noëlem i Thierrym, zdawały się teraz odpowiadać rzeczywistości. Według tych pogłosek lista omawianych tam kandydatów na następstwo po prezydencie Mościckim była następująca: kardynał Hlond, Ignacy Paderewski, August Zaleski i Władysław Raczkiewicz. [...]
Aby jednak nie utrudniać sytuacji prezydentowi Mościckiemu na wypadek, gdyby chciał zmienić swoją decyzję, zaproponowałem ambasadorowi Wieniawie wysłanie depeszy do prezydenta Mościckiego z prośbą o zwolnienie go z obowiązku przyjęcia stanowiska następcy prezydenta. Ambasador Wieniawa uznał natychmiast słuszność mojej sugestii i polecił wysłać odnośny telegram via ambasada w Bukareszcie.
Paryż, 26 września
Juliusz Łukasiewicz, Wspomnienia z 1939, „Zeszyty Historyczne” z. 16, 1969.
Jest w naszym interesie zakończyć najwcześniej, jak to jest możliwe, aktualny wakat dotyczący rządu polskiego. Opóźnienie legalizacji rządu ułatwi w istocie rządowi niemieckiemu lub sowieckiemu powołanie na terenach przez nich okupowanych rządu fikcyjnego, którego ukonstytuowanie się nie ustępowałoby jednak, w oczach państw neutralnych, pozycji prawnej rządu polskiego powołanego za granicą. [...] Proszę o pilne powiadomienie prezydenta [Ignacego] Mościckiego, że rząd francuski uważa jako bardzo pożądane, nawet w interesie polskim, aby odpowiedź przychylna została dostarczona możliwie jak najszybciej.
Paryż, 29 września
Małgorzata Gmurczyk-Wrońska, Polska — niepotrzebny aliant Francji?, Warszawa 2003.
Ambasador francuski ma mi natychmiast przekazać bardzo ważną komunikację rządu francuskiego. Celem odbycia tej rozmowy uzyskano specjalne zarządzenie władz rumuńskich niezamykania tej nocy połączeń telefonicznych z Bicaz.
Ambasador oświadczył, że mówi bezpośrednio z polecenia premiera Daladier: primo, grono poważnych Polaków zgrupowanych dokoła ambasadora RP w Paryżu wysunęło, niezależnie od rządu francuskiego, propozycję kandydatury byłego marszałka Senatu Władysława Raczkiewicza; secundo, rząd francuski wita tę kandydaturę z całą życzliwością i stwierdza, że rząd powołany przez pana Raczkiewicza będzie uznany i będzie mógł korzystać z wszelkich przywilejów na terytorium francuskim; tertio, wobec otrzymanych wiadomości o nowym porozumieniu sowiecko-niemieckim, rząd francuski nalegałby, aby pan profesor Mościcki powziął natychmiastową decyzję, gdyż obecna sytuacja grozi poważnymi komplikacjami. [...]
Zastałem profesora Mościckiego w szlafroku, lecz rześkiego i bardzo spokojnego. Robił wrażenie człowieka, któremu kamień spadł z serca. Oświadczył mi na wstępie, że za poprzednią bytnością nie dał mi decyzji pomimo usilnych moich nalegań, gdyż chciał się jeszcze skomunikować z premierem Sławojem Składkowskim, co też uczynił za pośrednictwem [Wiktora Tomira] Drymmera. [...]
Ustalenie w Paryżu kandydatury pana Władysława Raczkiewicza jako definitywnej wita prezydent z prawdziwym zadowoleniem i nie ma co do niej żadnych zastrzeżeń. Ciężka ta sprawa została więc pomyślnie załatwiona. [...]
Skorzystałem ze sposobności, aby przypomnieć profesorowi Mościckiemu potrzebę zgłoszenia rezygnacji. Profesor Mościcki zasiadł przy biurku i odezwał się mniej więcej tymi słowami: „Piszmy, niech pan dyktuje”. Treść dokumentu, który powstał w tych niezwykłych okolicznościach, brzmiała, jak następuje: „Niniejszym pismem rezygnuję z urzędu prezydenta RP. Bicaz, dnia 30 września. I. Mościcki”.
Bicaz, 29–30 września
Roger Raczyński, Zapiski ambasadora Rogera Raczyńskiego, „Kultura” nr 9–10, Paryż 1948.
Koło południa przyszła wiadomość, że na następcę prezydenta Mościckiego wyznaczony został Władysław Raczkiewicz, który złożył już przysięgę w ambasadzie polskiej w Paryżu.
Zbieramy niezwłocznie radę ministrów, ostatnią w naszym rządzie, po trzech i pół latach wspólnego urzędowania. Wobec przyjścia do władzy nowego prezydenta Rzeczpospolitej, podajemy się, jako rząd, do dymisji w następującej depeszy:
„Do Pana Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej w Paryżu
Rząd polski, pod bezpośrednim naciskiem sił zbrojnych najeźdźców, nie mogąc dopuścić do dostania się władz naczelnych Rzeczpospolitej w ręce nieprzyjaciół, zmuszony był do opuszczenia granic państwa. Rząd został następnie pozbawiony warunków koniecznych do wykonywania swoich zadań. Zawiadomiony w dniu dzisiejszym o przekazaniu Panu Prezydentowi najwyższej władzy państwowej, rząd wyraża Panu Prezydentowi hołd i zgłasza równocześnie swą dymisję.”
Slănic, 30 września
Felicjan Sławoj Składkowski, Prace i czynności Rządu Polskiego we wrześniu 1939 r., „Kultura” nr 5–6, Paryż 1948.
W Alejach Ujazdowskich odbywała się defilada wojsk niemieckich. Stamtąd kolumny wrogiej armii skręcały w Aleje Jerozolimskie i Marszałkowską w kierunku Saskiego Ogrodu. Staliśmy z żoną na rogu Świętokrzyskiej pod kolumnami PKO. Nad wejściem do gmachu widniał polski orzeł i jakaś sentencja prezydenta Mościckiego.
Warszawiacy stali na chodnikach w milczeniu, a ulicą ciągnął nieprzerwany potok ludzi, maszyn i koni. Żołnierze wygoleni, butni, jechali na samochodach, inni siedzieli na wypasionych koniach, ciągnących działa, moździerze i cekaemy. Czołgi ciężkie i lekkie jechały ze zgrzytem gąsienic. Na chodnikach panowała przeraźliwa cisza. [...]
O 17.00 nadaliśmy krótkofalówką naszą ostatnią audycję. [...] Zakończyliśmy Warszawianką. Ryzykowaliśmy, gdyż lada chwila mogli nadejść Niemcy.
Warszawa, 5 października
Józef Małgorzewski, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 10600.